Ruta Kanonowicz's profile

Wywiad do gazety Weranda Country


Mazury mamy w genach, rodzina ze strony Taty pochodzi z tych stron. Mama urodziła sięw Bydgoszczy i tam też spędziłyśmy z siostrą całe nasze dzieciństwo.
Gdy obie z siostrą skończyłyśmy szkołę średnią, żeby się usamodzielnić, każda z nas wybrała inne miasto do studiowania. Nasza rodzina trochę się rozproszyła,
ja obrałam jako cel - Kraków, siostra Sara - Poznań, a rodzice zostali w Bydgoszczy. Mama od młodości żeglowała i spędzała wolny czas na wodzie. Poźniej przyszedł czas na nas, i wraz z siostrą zdałyśmy kurs na patent żeglarza jachtowego w Wilkasach. Pewnego lata w myśl zasady „swego nie znacie, cudze chwalicie” rodzice postanowili zorganizować wycieczkę od Grunwaldu aż po Suwalszczyznę i Puszczę Augustowską. Jednym z punktów programy był spływ kajakowy Czarną Hańczą, to było dla nas tak niesamowite przeżycie, że w drodze powrotnej będąc z na Mazurach, wybraliśmy się na spływ rzeką Krutynią. Trochęzmęczeni i głodni po wyprawie, postanowiliśmy zaciągnąć porady od napotkanych na szlaku turystów, gdzie można coś dobrego zjeść.
I padła nazwa „ Knajpa u Targowiczan”, mieszcząca się w Stadninie Koni Ferensteinów w Gałkowie. Ostatecznie trafiliśmy do położonego nieopodal pensjonatu „Sielankowo”. i tam wszystko się zaczęło. Do dziś pamiętamy ten upalny dzień i smak sałatki z karczochami. Od tego momentu każdy wolny weekend całą Rodziną spędzaliśmy w Gałkowie, a właściwie w „Sielankowie”.
Cudowne miejsce, cudowni właściciele i magiczna wieś. Wówczas zrodził się pomysł na kupno ziemi i budowę domu na lato.

1. Skąd pomysł na budowę obu domów? Czy powstały w tym samym czasie? Kiedy?
W 2008 roku kupiliśmy kawałek ziemi od sołtysa. Oglądaliśmy wiele działek, ale ta jedna miała w sobie duszę i ten urzekający i bezkresny widok. Ziemia czekała dwa lata. Ażktóregoś dnia, a raczej późnego wieczoru wpadliśmy na pomysł jak chcemy by wyglądałnasz mazurski domek. Tata postawił go w pięć miesięcy, z moimi i mamy zdalnymi wskazówkami, które przekazywałyśmy za pomocą mms-ów i maili, łącznie z układem kafli na podłodze w łazience czy szerokością poszczególnych desek.
Spędziliśmy w nim wbrew wcześniejszym planom całe lato, lato się skończyło rozpoczęła się piękna, polska złota jesień, po drodze był Hubertus - ogromna impreza w Stadninie Koni Ferensteinów na cześć patrona myśliwych z legendarną pogonią za lisem. Później spadł śnieg, wielkie zaspy, odcięły nam drogę do najbliższych miejscowości i wtedy poczuliśmy, że znaleźliśmy nasze miejsce na ziemi i bez wątpienia nie będzie to nasz dom „sezonowy”. Sercem naszego domu jest izba, która stanowi połączenie kuchni, salonu oraz biura, ponieważ oboje rodzice mają swoją działalność i pracują zdalnie. I owa izba, mimo wcześniejszych ustaleń, że z racji, tego, ze każdy z nas mieszka w innym mieście (Tata tutaj, Mama opiekowała się wtedy domem w Bydgoszczy, ja w Krakowie, a siostra już w Warszawie) będzie nas scalała, stanie się miejscem posiłków, wspólnych wieczornych pogawędek przy lampce czerwonego wina, kiedy za oknem chłdoniej, a w kominku strzelają iskry ognia - okazała się stanowczo za mała. Każdy z nas potrzebowałoddechu i kawałka swojej przestrzeni, dlatego rok po wybudowania naszego domu, Mamie wpadła do głowy idea rozbudowy naszego siedliska i wybudowania drewnianej stodoły, tylko dla niej. Zrobiła w niej miejsce na kobiecą sypialnię w jednym skrzydle - dzisiejsze „Atelier” i miejsce do pracy z dużym biurkiem i widokiem na ogród i łąki - po przeciwniej stronie budynku - pokój „Monsieur”.

3. Skąd projekt budynków i pomysł na wnętrza?
Pomysłu jak ma wyglądać nasza mazurska oaza spokoju szukaliśmy dość długo, zależało nam, aby dom wtapiał się w mazurski klimat i nie odstawał od malowniczych drewnianych domków.
W tym celu jeżdziliśmy po okolicznych wsiach i miejscowościach w poszukiwaniu inspiracji. Robiliśmy zdjęcia, szkice, wstępne rysunki, przeglądaliśmy książki ze zdjęciami tradyycyjnhch mazurskich domostw. Aż w końcu udało się zebrać wystarczający materiał, by udać się do Pana Piotra Olszaka, twórcy Polski Drewnianej, który z pasją i zaangażowaniem kultywuje
budowę typowych dla naszego regionu domów z drewna. Inspiracją do powstania obu budynków była tradycyjna mazurska zabudowa.
Wnętrzami zajęła się stricte mama, który przyszła na ten świat z talentem do projektowania. Każdy element i szczegół dobierała z ogromną dbałością, tak aby żadna rzecz nie była przypadkowa i wszystko do czegoś pasowało. Inspiracje czerpała praktycznie ze swojej głowy.

4. Skąd pomysł na wynajem pokoi? Jacy ludzie do Was przyjeżdżają, jak do Was trafiają, jakie łączą Was relacje?
Praca zawodowa rodziców na Mazurach przerodziła się w wieczne wakacje. W takich warunkach można pracować i cudownie wypoczywać przez okrągły rok, bo zimy tu sąmagiczne .
Narty biegowe, zjazdowe, hasanie na kucach po zasypanych po kolana śniegiem polanach, gdzie upadek bardziej przypomina lądowanie w kołdrze pełnej pierza. A po zmroku
kuligi i sanna z pochodniami w bajkowej scenerii Puszczy Piskiej. Jesienią grzyby, latem jagody, rower, piesze wędrówki do rezerwatu Królewskiej Sosny, cudowne koncerty w Praniu i można tak wymieniać bez końca.
Mazurska stodoła, była ostoją Mamy - było to idealne miejsce do wypoczynku i do pracy, wszystko się zmieniło, gdy pokazaliśmy nasze wnętrza znajomym. Byli zachwyceni wystrojem.
I stąd narodził się pomysł, dlaczego nie udostępnić pokoi gościom. Na początku byłjeden pokój, później drugi, aż w końcu „Pan tu nie spał” doczekał się trzech pokoi złazienkami, każdy w wyjątkowym stylu. Gdy pod koniec kwietnia 2014 roku podjęliśmy decyzję o wynajmowaniu pokoi, na majówkę mieliśmy już pierwszych Gości - nowożeńców z Krakowa, którzy postanowili wziąć ślub w Lanckoronie, a krótki „honeymoon” spędzić właśnie u nas.
Od tej pory mamy Gości z całego globu, gościlismy już Australijczyków, Amerykanów, ludzi z południowych krancow Europy - z Hiszpanii, Portugalii oraz Włoch, z Belgii, Francji i Niemiec, którzy doceniają piękno Mazur.
Mamy ogromne szczęście do cudownych i ciekawych gości z Polski i ze świata, którzy również współtworzą atmosferę tego miejsca.
Goście, którzy odwiedzili nas są równie nieszablonowi co nasz obiekt, przyjeżdzają do nas w poszukiwaniu sielskiego życia, chwili oddechu od miejskiego zgiełku i napawania
się miejscem, gdzie wieś pozostała prawdziwą wsią. Potrafią docenić, podobnie jak my uroki prostego życia, gdzie wystarczy kubek gorącej herbaty w dłoni i gwiażdziszte niebo nad głową, które latem śmiejemy się z siostrą, że wyglada tutaj przez brak latarni ulicznych jak „fototapeta”.
Mamy już bardzo wielu stałych Gości, którzy wracają do nas nawet parę razy w roku, a gdy dzwoniąc dowiadują się o braku dostępności pokoju, informują nas, że skoro nie ma u nas miejsc, to przyjądą dopiero na Mazury za rok. Przez cztery lata istnienie „Pan tu nie spał” nie zdarzyli nam się niezadowoleni Goście, z wieloma z nich utrzymujemy stały kontakt i czekamy na ich przybycie. Staramy się zrobić wszytstko, aby przez ten krótki czasem pobytu, poczuli się jak we własnym domu i niczego im nie zabrakło. Tata wstaje wcześnie rano by pojechać do piekarnii
po świeży chleb na zakwasie, a potem uwija się w kuchni, na wybranym przez Gości godzinie podać śniadanie w Oranżerii. Zbiera w ogrodzie liście mięty by zaparzyć gorący napar.
Wcześniej kupuje tylko sprawdzone mięso od gospodarza i wędzi je u zaprzyjaźnionego sąsiada, by zaserwować je Gościom na śaniadanie.
Do dyspozycji naszych Gości oddaliśmy trzy komfortowe i przestronne pokoje z prywatnymi łazienkami, udostępnione w kwietnia 2014 roku.
„Pan tu nie spał” oferuje swoim Gościom duży ogród z leżakami i miejscem do wypoczynku oraz Oranżerię.
Oranżeria z wielkim stołem, służy o poranku jako duża jadalnia, a w ciągu dnia, gdy pada deszcz lub upał nie odpuszcza, mile spędzić czas przy wspólnym stole grając w gry lub rozprawiać o rzeczy ważnych i mniej ważnych.
A podczas letnich wieczorów zamienia się w kino letnie, gdzie na dużym ekranie oglądamy wspólnie nastrojowe filmy albo emocjonujemy się potyczkami naszych sportowców.
Zimą po całym dniu pełnym wrażeń, nasi Goście mają możliwość odpocząć i wygrzać sięw typowej mazurskiej saunie - bani opalanej drewnem, do której prowadzą 100-letnie drewniane drzwi.

5. Jak przebiegał proces budowy, a potem urządzania wnętrz, ile to wszystko trwało? Tutaj mile widziane wszelkiego rodzaju anegdoty, wspomnienia, wyzwania, niespodzianki, a także informacje o tym, co wykonaliście/zorganizowaliście samodzielnie.
Aby zachować mazurski charakter naszego siedliska, niezbędne było znalezienie materiałów, które oddałyby ducha tego miejsca. Tata zjeździł całe Mazury wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu domów, które nadają się do rozbiórki i z ogromną dozącierpliwości gromadził materiały. I tak stara poniemiecka dachówka zdobi dachy budynków, dechy wypłowiałe od słońca i ze śladami po kornikach tworzą niezwykłą
elewację stodoły, a stara czerwona cegła zdobi ściany naszego małego, mazurskiego domu.

6. Skąd pochodzą meble i dodatki, czy są tu jakieś skarby rodzinne, przedmioty z historiąlub wykonane dla Was na specjalne zamówienie?
Mama od zawsze miała smykałkę i dar do wyszukiwania niesamowitych mebli i dodatków. A potem do łączenia tego wszystkiego w tak niesamowity, charakterystczyny tylko dla niej sposób, wręcz ekwilibrystyczny. Fotele w „Atelier” pochodzą z Nowego Sącza, lampy w drewnianej stodole zakupiliśmy podczas kilkudniowej wizyty w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, dużo wcześniej zanim trafiliśmy do Gałkowa, bez pomysłu, w którym wnętrzu mogłyby zawisnąć. Tak nam się spodobały, że nie mogliśmy się oprzeć by ich nie kupić. Małą, kremową sofę, ktoś przywiózł z Azji.
Większość elementów zarówno zewnątrz jak i wewnątrz zostały zamówione u miejscowych rzemieślników i artystów. Okna, okiennice, okucia, majestatyczne i ciężkie dębowe drzwi łączące ganek z domem, zostały zamówione w rodzinnej firmie Smagałów, gdzie każdy z synów, ma jakiś fach w ręce, jest tam kowal, stolarz, zdun i wspólnie z ojcem tworzą dzieła sztuki.
Ogromny stół drewniany w Oranżerii został wykonany przez stolarza z ościennej miejscowości ze starego drewna, biurko, przy którym pracuję rodzice, zostało specjalnątechniką postarzone, tak by było wrazenie, że jest to mebel z historią. Kominek i kuchnia kaflowa, zostały również wykonane na zamówienie u miejscowych rzemieślinków.
W obu budynkach wszystkie meble wykonane są z drewna i wszytskie zostały zaprojektowane przez nas.

7. Kilka słów o domownikach (i zwierzakach), czym się zajmujecie na co dzień, jak spędzacie czas wolny w Gałkowie i jak często tu przebywacie.
Gałkowo stało się naszym drugim domem, możemy tu pracować zawodowo, wypoczywać, jeździć konno w zaprzyjaźnionej stadninie. Finalnie cała Rodzina zamieszkała w Galkowie i tu jest teraz nasz dom rodzinny. Nasz zwierzyniec jest równie kameralny, jak nasz pensjonat. W tym roku odszedł do psiego raju nasz wierny obrońca, sznaucer olbrzym - Jung.
Został jego przybrany brat, uroczy i kochany terrier walijski - Bimber. Bimberek jest bardzo gościnny, jak tylko słyszy warkot auta to pędzi przywitać gości, trochę jest natarczywy prosząc bezustannie o aport, ale goście - a w szczególności dzieci go uwielbiają i po powrocie do domu wysyłają do niego maile.

8. Kilka słów o Gałkowie i atrakcjach w okolicy - co polecasz zazwyczaj swoim gościom?
Gałkowo jest wyjątkowo malowniczą i urokliwą wsią. Położona jest w samym sercu Mazurskiego Parku Krajobrazowego, w bliskim sąsiedztwie rzeki Krutyń. Nasze siedlisko usytuowane jest w spokojnym i wyszukanym miejscu. Regularnie słychać klekot bocianów, wieczorami rechot żab, a o poranku naszym naturalnym budzikiem jest klęgorżurawi.
Zaledwie 900 m od nas znajduję się restauracja Potocki - Dwór Łowczego z wyśmienitąkuchnią i niepowtarzalnym klimatem.
Vis a vis restauracji Potocki mieści się perła polskiej hippiki – stadnina koni Ferensteinów. Można tu uprawiać jazdę konną, od amatorskiej do bardzo sportowej. Przejażdżki bryczkami, wozami oraz sanna zimą z pochodniami. Gałkowo jest położone blisko wsi Krutyń leżącej nad rzeką o tej samej nazwie, słynącej ze spływów kajakowych oraz łódek z flisakami. Bliskość lasu i łąk daje świetne warunki do uprawiania takich sportów jak nordic-walking, mountain-biking, bieganie poprzez spacery nad malownicze jeziora dystroficzne.
Fenomen tego miejsca polega również na tym, że w Gałkowie każdy znajdzie coś dla siebie. Ten który szuka spokoju, odnajdzie go podczas spaceru do Puszczy czy rezerwatu zwierząt w Kadzidłowie, a gdy zapragnie odrobiny cywilizacji uda się do oddalonego 16 km od nas portu w Mikołajkach, który latem tętni życiem, na spacer do Mrągowa albo do nowoczesnej ekomariny w Giżycku.
W Gałkowie nie ma zbędnych rzeczy, które moga rozpraszać naszą uwagę i odrywać nas od spraw, które są naprawdę ważne i stanowią sedno istnienia.
Są konie pasące się wolno na bezkresnych łąkach, niebo pełne bocianów, czapli, żurawii i ptaków drapieżnych. Cudowne zachody słońca, od których niebo robi się latem różowe. Powietrze tutaj aż pachnie, raz ozonem po burzy, raz świeżo skoszoną trawą, na wiosnębzem, potem piwoniami, a w lecie różami, ale zawsze niesamowicie pachnie...
Mazury z roku na rok nabierają barw i nie brakuje tutaj atrakcji przez cały rok zarówno dla dorosłych jak i najmłodszych, a Goście, którzy nas odwiedzają potrafią czasem przez dwa tygodnie codziennie zwiedzać i odkrywać nowe miejsca, o których czasem nawet my nie mieliśmy pojęcia.

9. Sąsiedztwo i relacje - czy macie bliższych/dalszych sąsiadów, których odwiedzacie sekretnymi ścieżkami ;-) zaprzyjaźnionych miejscowych, sprawdzonych dostawców jakichś produktów (jakich)?
Sąsiedzi tutaj są cudowni, bułki świeże wieszają nam na płocie, fryzjer przychodzi do domu, a sąsiadki zdradzają przepisy na nalewki z kwiatu czarnego bzu i mają złote ręce do szycia.
Gdy zimą zakopiemy się w zaspie, to nie czekamy nawet dziesięciu minut, by sąsiad koparką dosłownie wyciągnał nas z opresji. Gdy w sklepie zabraknie anyżu, a Pani przypadkowo zasłyszy w kolejce nasz nieodżałowany smutek, że zupy kokosowej dziś nie będzie, to bez zastonowienia rzuca swoje zakupy i pędzi do domu, by przynieść nam w dłoni garść gwiazdek anyżu.
Pan napotkany jesienią w lesie, mimo, że zbiera grzyby zarobkowo, to zawsze podpowie w którym zagajniku czają się kanie, a gdzie prawdziwki i żeby koniecznie wcześnie rano przyjść po deszczu, bo wie kiedy obrodziły.
Inni gospodarze mają krowy, a my dzięki temu świeże mleko w kankach, bez którego nie wyszedłby nam nasz popisowy twaróg. Jajka tylko od wiejskich Gałkowskich niosek, które codziennie
zamieniają się w przepyszną jajecznicę ze świeżym szczypiorkiem z naszego warzywniaka. A z dobroczynnego runa leśnego robimy zimą przetwory.

Ludzie naprawdę mają tutaj więcej czasu, żeby się „zatrzymać”, spojrzeć sobie w oczy, porozmawiać o drobiazgach i o problemach trochę bardziej złożonych i skomplikowanych, jak istota życia.

Tu czas płynie wolniej, a pory dnia wyznaczają rytm życia. Tutaj na wsi, życie jest trochęmniej skomplikowane.
Każdy z każdym się wita, pies z kotem, dziecko z dorosłym, jak Cię widzą to ”dzieńdobry” i tutaj naprawdę człowiek człowiekowi jest człowiekiem.....
Wywiad do gazety Weranda Country
Published:

Wywiad do gazety Weranda Country

Published:

Creative Fields